poniedziałek, 15 października 2012

Odcinek nr 1 : Wstęp

Profil i CV trenera są zmyślona na potrzeby kariery. Będę przedstawiać Wam losy menedżera z jego punktu widzenia. 
Zapraszam do lektury...



 
 Dzieciństwo i pierwsze chwile związane z futbolem 

Na samym początku, pokrótce opowiem Wam moją historię...Nazywam się Krzysztof Ruta mam 26 lat. Tak jak większość chłopaków od najmłodszych lat pokochałem sport jakim jest piłka nożna. Starałem się każdego dnia, w słońcu czy też deszczu ganiać za piłką i marzyłem o tym, aby w przyszłości zostać gwiazdą futbolu. Zresztą kto tak nie robił. Już w wieku 16 lat zadebiutowałem w pierwszym składzie B-klasowej drużyny. Większość sezonu przesiedziałem na ławce rezerwowych, ale wszyscy mówili mi, że mam wielki talent. Z dnia na dzień czułem się coraz silniejszy, lepszy i pewny siebie, zwłaszcza, że dwa sezony później moja drużyna awansowała do IV ligi. Ja jednak mając wtedy 18 lat dostałem propozycje gry dla III ligowej drużyny i miałem przyjechać na testy. Szybko się zgodziłem, ale wraz z pierwszym treningiem moje kolano niestety nie wytrzymało. Nie myślałem, wtedy, że będzie to koniec mojej kariery. Po badaniach lekarskich okazało się, że choruję na pewną genetyczną chorobę, która prędzej czy później by się ujawniła. Co prawda nie jest na tyle groźna, by pozbawić mnie całkowitej sprawności w prawej kończynie, ale dostałem zakaz uprawiania wyczynowego sportu i nasilania tegoż stawu. 


Kurs trenerski, wyjazd i pierwsza praca 

 Nie chciałem się rozstawać z piłką nożną w tak młodym wieku. Po długiej rozmowie z rodzicami, jak i panem Mirosławem - oddanym pracownikiem klubu, w którym stawiałem pierwsze kroki, zdecydowałem się wybrać na kurs trenerski. I w międzyczasie miałem okazję poprowadzić drużynę młodzików, gdzie chłopaki byli nie wiele młodsi ode mnie. Tylko piłka była mi w głowie. Zdałem kurs, niestety kosztem innego egzaminu (matury) i musiałem ponieść błędy. Co więcej brak płatnej pracy i wykształcenia powiązanego również z zakończoną już nauką szkolną zmusiła mnie do zmiany priorytetów w mym życiu. Zdecydowałem się na emigrację, a pan Mirosław, który stał się przyjacielem rodziny pomógł mi załatwić robotę u jego brata w hotelu, który prowadził w małej angielskiej miejscowości nad Morzem Północnym. I tak kilka dni później jako młody chłopak zacząłem pracę przy produkcji żywności za 6 funtów za godzinę, w małym zakładzie pracy niecałe dwa kilometry obok miasteczka Lowestoft. 


Staż w Lowestoft Town F.C oraz pierwsza trenerska posada 

 Praca, dom, sen, praca, dom, sen- tak wyglądały moje pierwsze dni i tygodnie. Dotychczasowo pracowałem na dwie zmiany, ale musiałem z jednej zrezygnować i zająć się czymś innym byleby nie zwariować. Pewnego dnia zauważyłem w gablotce informacyjnej w środku miasta, iż lokalny klub Lowestoft Town F.C. poszukuje młodych osób, które w przyszłości chcą wiązać swą przyszłość z futbolem. To było coś dla mnie, szybko w stawiłem się w siedzibie klubu, wypełniłem kilka podań, wniosków, przebrnąłem przez rozmowę kwalifikacyjną i tak oto dostałem się na staż wraz z innymi trzema chłopakami. Nie ukrywam, że wolałbym pojeździć po całym świecie i tak zdobywać trenerskie doświadczenie, ale marzenia, marzeniami a rzeczywistość jest rzeczywistością. Przez kilka miesięcy pracowaliśmy jako asystenci Ady Gallaghera - drugiego trenera "Trawler Boys". Ostatni dzień stażu zbiegł się z rezygnacją Gallaghera, który wybierał się na północ kraju by tam objąć posadę menedżera jednego z tamtejszych klubów. Tego samego dnia pierwszy trener Micky Chapman chciał bym został jego asystentem, bez chwili zawahania zgodziłem się. Długo nie mogłem w to uwierzyć, ale nasza współpraca bardzo dobrze się układała, a ja w między czasie awansowałem na drugiego trenera. Sezon później wywalczyliśmy awans do wyższej ligi, a zawodnicy coraz bardziej chcieli przychodzić na nasze treningi, a kibice byli niezwykle zadowoleni z gry naszego zespołu. 

 Dalsze szukanie szczęścia...

Pewnego wolnego popołudnia dla odprężenia surfowałem po internecie w poszukiwaniu jakichś ciekawostek we współczesnym futbolu. I tak 27.06.2011 roku natrafiłem na artykuł na jednej z lepszych angielskich serwisów mówiącym o tym, że Aidy Boothroyd zrezygnował z posady trenera Norhampton F.C, a Ci ogłaszają otwarty nabór na stanowiska menedżera. Fajnie było by prowadzić zespół z League Two, ale kto by chciał trenera ze znikomym doświadczeniem, dodatkowo, który dorabia sobie pracując przy produkcji żywności. Z drugiej strony coś nie dawało mi spokoju i zdecydowałem się wysłać moje CV, list motywacyjny, oraz list polecający od Gary Keyzora - prezesa Lowestoft Town. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, kiedy to kilka dni później w mojej skrzynce listowej znalazło się zaproszenie na rozmowę z zarządem Northampton, które miało odbyć się za dwa dni. Początkowo myślałem, że to jakaś ściema i ktoś mnie wkręca, ale przecież tylko prezes Lowestoft wiedział o mojej aplikacji. Lubię przygody i wyzwania, więc dwa dni później pociągiem wybrałem się do regionu Northamptonshire i odwiedziłem siedzibę klubu mieszczącą się w małym budynku przy stadionie Sixfields.

 01.07.2012 r. - szczególny dzień w mym życiu...

Była godzina 8:55, a ja w małej mżawce stałem przed nieco starym, wyniszczonym i odrapanym budynkiem z tabliczką oznaczającą iż, jest to główna siedziba Northampton Town F.C. No pięknie! - pomyślałem, bowiem spodziewałem się innego miejsca. Wszedłem do budynku i nie mogłem uwierzyć, własnym oczom, że tak beznadziejnie wyglądający z zewnątrz budynek, w środku będzie zrobiony tak nowocześnie, a co więcej było bardzo czysto i przytulnie.  Bezpośrednio udałem się do drzwi z napisem „Secretary's office”, zapukałem i wszedłem do środka.
- Przepraszam, mogę wejść? - zapytałem, wchodząc niepewnie do środka. Na biurku stała wygrawerowana tabliczka z napisem "Club Secretary NICK ANCEL ", więc wiedziałem, że dobrze trafiłem. Kobieta pisząca coś na komputerze, oderwała się na chwilę od pracy i spojrzała na mnie jeszcze sennym wzrokiem.
- Tak, słucham? W czym mogę Panu pomóc?
- Eee...Nazywam się Krzysztof Ruta i jestem umówiony na spotkanie z panem Cardozą.
Wysoka brunetka o piwnych oczach zaprowadziła mnie do pokoju oznaczonego jako jako "A12". Otworzyła drzwi i wpuściła mnie do środka, mówiąc jednocześnie, że mam usiąść i poczekać.  Ściany były koloru jasnofioletowego, pod nimi stały różne tablice, składane krzesła i dwa duże regały z kolorowymi teczkami. Na samym środku pokoju natomiast stał duży owalny stół na około osiemnaście osób. Usiadłem i nerwowo stukałem w blat mahoniowego stołu. Po chwili do pomieszczenia weszło czterech mężczyzn wszyscy w jednakowych garniturach i każdy z nich miał bardzo poważną minę.
- Dzień Dobry panie Kchy..Ksssy..., panie Ruta.Jestem prezes David Cardoza. A to są panowie David Jackson, Barry Hancock oraz Martin Church.  Na wstępie muszę powiedzieć, że ma pan bardzo ciężkie imię do wymówienia. - uśmiechnął się nieco łysawy, acz jeszcze stosunkowo młody mężczyzna.
- Dzień Dobry. Proszę mi mówić Chris, wtedy nie będzie problemów - również nieznacząco się uśmiechnąłem, choć cały czas czułem podenerwowanie.
- Zapewne wie Pan, dlaczego tutaj właśnie siedzi, więc przejdźmy szybko do naszych spraw. 
- Oczywiście. Proszę kontynuować
- Ma Pan dosyć niewielkie doświadczenie na ławce trenerskiej, zaczynał pan jako asystent w lokalnym klubie...
- Każdy od czegoś zaczyna - przerwałem. - Pan też kiedyś dostał pewną szansę i tak oto jest pan teraz na tak odpowiedzialnym stanowisku. Prezes Cardoza, tylko zmarszczył brwi, ale kontynuował dalej.
- Widzę, że cechuje pana zapał do pracy i myśli Pan przyszłościowo. Aidy Boothroyd był naszym trenerem przez ostatnie kilka miesięcy, lecz musiał niestety zrezygnować. Po nieudanych próbach z tymi doświadczonymi, jak i mniej, lecz znanymi menedżerami doszliśmy do wniosku by spróbować zatrudnić kogoś młodszego, mniej znanego, lecz mającego drobne doświadczenie.  Nie będę się rozwijał na poboczne tematy i przejdźmy do sedna sprawy. Chcemy zaproponować Panu roczny kontrakt, który jak na razie będzie opiewać na kwotę 725 £ tygodniowo.  Prezes Cardoza kontynuował podając szczegóły kontraktu, jednak nic już do mnie nie docierało. Byłem wniebowzięty. Miałem objąć posadę klubu z League Two i to nie był sen.
- Zgadzam się wszystkie przedstawione warunki - powiedziałem z nutką ekstazy w moim głosie i biorąc pióro podpisałem dwustronicowy dokument.  Nigdy nie zapomnę tego momentu, to było coś wspaniałego. 


W następnych odcinkach:  
- przybliżenie sylwetki klubu
- spotkanie z obecnym sztabem szkoleniowym
- pierwsze spotkanie z zawodnikami i pierwszy trening
- wewnętrzny sparing
- obszerne przedstawienie obecnej głębi zespołu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz